|
|
Doświadczenia Radka
O stulejce całkowitej i podcinanym wędzidełku
O moim problemie dowiedziałem się od dziewczyny, kiedy miałem bodajże 17 lat. Stwierdziła ona - po wielu rozmowach z koleżankami (ech, te humanistyczne LO...) - że coś jest nie tak z moim penisem, że to powinno działać inaczej. Faktycznie, do seksu mnie niespecjalnie korciło, a przyjemności z alternatywnego obcowania z płcią piękną wydawały mi się niewystarczająco przyjemne. Zaczęliśmy szukać problemu - przypadkiem znaleźliśmy jakąś wzmiankę o stulejce, a stamtąd już było blisko na stronę stulejka.com. Po wielu nocach spędzonych na czytaniu doświadczeń, informacji i rozmawianiu na ten temat z dziewczyną, zdecydowałem się poddać się operacji - nawet byłem skłonny zdecydować się na obrzezanie. Nie miałem na ten cel pieniędzy, więc zdecydowałem się na czekanie w kolejce do chirurga z NFZ. Pół roku wcześniej miałem inną operację, kompletnie niezwiązaną ze stulejką, znałem zatem chirurga i raczej ufałem mu - potrzebowałem tylko skierowania.
Lekarz rodzinny zdiagnozował stulejkę całkowitą - rzeczywiście, nigdy nie podejrzewałem istnienia czegokolwiek 'pod spodem', bo nie było tam dostępu. Po operacji ojciec przyznał, że były sygnały o stulejce, kiedy byłem mały - ale jakoś nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Ale wrócę jeszcze do przeszłości - ze skierowaniem udałem się do chirurga, ten bezproblemowo wyznaczył mi miejsce i czas operacji, było to jakieś 1,5 roku temu. Ojciec wziął wolne i podwiózł mnie do szpitala (i bardzo dobrze zrobił, sam bym nie wrócił) - bałem się jak diabli. Na miejscu biurokracja - szczepienie na żółtaczkę jest, takie tam. Operacja - chirurg i z 3 kobiety - asystentki czy pielęgniarki, jedna młoda i śliczna (praktyki?). Zastrzyki znieczulające były najmniej przyjemne - chirurg przyznał, że kiedyś wykonywał operację stulejki jakiemuś facetowi, który nie dzierżył i kopnął go w głowę - ale przeżyłem, a śliczne dziewczę głaskało mnie, trzymało za kolana i ogólnie patrzyła na mnie z przerażeniem. Sam zabieg nie był przyjemny, ale przynajmniej niewiele czułem. Facet tłumaczył młodej, co i jak, ja starałem się nie słuchać - po 20 minutach był koniec i dostałem jakieś maści dezynfekujące.
Wróciłem do auta z pokaźnym opatrunkiem w spodniach. Wszystko było ślicznie, nic nie czułem - a potem zaczęło boleć. Kupiłem jakieś mocne tabletki przeciwbólowe - jako że zwykle nie biorę, podziałały wystarczająco, żeby mnie uśpić. Sam nie potrafiłbym poprowadzić samochodu, a nawet nie chcę teraz myśleć o komunikacji miejskiej... Wróciłem do domu, nafaszerowany ibupromami - po paru godzinach zachciało się sikać. Paskudne przeżycie - zobaczyłem zmasakrowane coś między moimi nogami i nie wiedziałem, co jest co, czy jestem obrzezany czy co to w ogóle sobą przedstawia. Takie czerwono-czarne pozszywane coś. Jakoś udało mi się odlać (bolało), wysmarowałem 'to coś' maścią i zemdlałem. Jeszcze przez 4-5 dni brałem końskie dawki painkillerów, a każde oddanie moczu było koszmarem - potem stopniowo krew odpływała z napletka i penis zaczął mniej więcej przypominać penisa. Po tygodniu całkowicie odstawiłem tabletki, zacząłem chodzić, spacerować, normalnie się kąpać (pierwszy kontakt żołędzia z wodą - ała), próbować cokolwiek ćwiczyć. Początkowo byłem załamany - nie szło - później stopniowo przychodziły - z bólem - sukcesy. Najpierw 1/3, potem połowa, wreszcie cały żołądź i jeszcze dalej. W środki było mnóstwo mastki - po raz pierwszy w życiu mogłem to umyć (wcześniej parę razy cierpiałem na zapalenie dróg moczowych - to właśnie dlatego). Stopniowo wypadały szwy, pozostały z 3 na wędzidełku (miałem mocno podcinane) i z 2 na napletku. Napletek podzielił się - wzdłuż dwóch szwów - na trzy części, w pewnym stopniu zostało to do dzisiaj. Stopniowo zaczynało to wyglądać normalnie, a ja czułem się o wiele lepiej. Jako że moja panna cały czas bardzo mocno mnie wspierała, po miesiącu pozwoliłem jej zainteresować się tematem - skończyło się krwawieniem z wędzidełka. Oboje się wystraszyliśmy - okazuje się, że podczas wzwodu wszystko działa trochę inaczej, przede wszystkim nie można pozwolić na zbyt długie zdjęcie napletka (on nadal jest ciasny i odcina odpływ krwi od żołędzia). Wcześniej jakoś dziewczynki nie były mi w głowie (ból), więc wzwodów nie było.
Stopniowo moja dziewczyna odnosiła kolejne sukcesy w mojej rehabilitacji, a szwy z wędzidełka wypadły (a raczej sam je wyciągnąłem). Incydent z krwawieniem zdarzył się raz jeszcze i odtąd wędzidełko nie było już zby mocno napięte, nie sprawiało mi więcej kłopotów. Po pół roku sprzęt działał bardzo dobrze, seks stał się w ogóle możliwy, kontakt z wodą nie palił, no i wszystko wyglądało normalnie. Odczuwam minusy - żołądź wciąż jest bardzo wrażliwy i seks oralny zbyt często staje się bolesny, wygląd jest pewnie mniej ciekawy niż u zdrowego mężczyzny (niestety nie porównywałem, nadzy faceci mnie nie interesują ), ale dziewczę zaakceptowało, polubiło i zrozumiało ograniczenia. Stopniowo - po ponad półtora roku od operacji - znikają kolejne bariery, pamiątką pozostały dwie blizny długie i kilka małych, okrągłych - po znieczuleniu i szwach.
Moja przygoda ze stulejką była wybitnie nieprzyjemna, dużo bólu przeszedłem i chwil zwątpienia (głównie niedługo po operacji patrząc na to, co kiedyś było penisem) - ale miałem wsparcie dziewczyny i zrozumienie ojca. Absolutnie swojej decyzji nie żałuję, za operację nie dałem ani grosza, a została wykonana na IMO wysokim poziomie (cytując chirurga - 'ciesz się, że cię kobieta nie operuje. Ja przynajmniej wiem, o co chodzi'). Kupiłbym mu flaszkę i podziękował teraz, kiedy już wiem, że wszystko gra - ale wyjechał zagranicę.
Polecam wszystkim zabieg - nawet jeżeli powrót do pełnej sprawności ma trwać tyle co w moim przypadku, warto. Wreszcie czuję się normalnym, pełnowartościowym facetem z normalnym, pełnowartościowym penisem. A jego nadwrażliwość, przy wiedzy i umiejętnościach partnerki, może okazać się naprawdę pozytywnym aspektem tej całej historii.
Na zakończenie pragnę podziękować twórcom witryny stulejka.com oraz wszystkim, którzy opisali swoją drogę ku normalności - najprawdopodobniej to Wy i dziesiątki przeczytanych historii przekonały mnie ostatecznie, że warto zdecydować się raz na coś nieprzyjemnego, żeby później uniknąć o wiele gorszych nieprzyjemności.
W razie jakichkolwiek pytań pozostawiam adres mejla - kyrie9 [at] gmail [dot] com.
|
|
Doświadczenia
Stulejka.com poleca:
|