Doświadczenia Kuby, 12.06.2007
Na początku pragnę podziękować autorom tej strony, bardzo mi ona pomogła.
Na zabieg zdecydowałem się w wieku 24 lat, żałuje że nie zrobiłem tego wcześniej. CHŁOPAKI NIE WACHAJCIE SIĘ, NAPRWADĘ WARTO. Nie czekajcie, nie odkładajcie tego na święte nigdy.
Wszystko zaczęło się oczywiście z chwilą urodzenia, bo jakby nie było to wada wrodzona. Jak małe dziecko miałem jakiś zabieg, ale nawet go nie pamiętam, plastyka, nacinanie blaszek czy coś – Niewinem. Nie istotne, bo nie pomogło. Jak byłem mały to nie ćwiczyłem napletka po tym zabiegu i tak naprawdę zaniedbałem sprawę, zresztą nawet nie wiedziałem o co chodzi. W wieku dojrzewania zauważyłem że interesy facetów na filmach i zdjęciach są jakieś inne od mojego. Zacząłem czytać i sam się zdiagnozowałem. Oczywiście wstyd mi było powiedzieć rodzicom i zostawiłem sprawę jak była. I tak na kolejne kilka lat… co ciekawe współżyłem ze stulejką i jakoś nie stwarzało to mi specjalnych problemów. Było mi tylko trochę głupio tłumaczyć dziewczynie w czym rzecz. W końcu trafiłem na taką co mi kazała zrobić ze sobą porządek i nawet mnie do lekarza zapisała. Potem poszło już szybko.
Procedura jest taka: Idziemy do lekarza pierwszego kontaktu, i tylko mu mówimy że mamy stulejkę, nic nie trzeba pokazywać. Dostajemy skierowanie do urologa. Moja wizyta u specjalisty trwała może 5 min. Spodnie w dół, facet obejrzał, zawyrokował obrzezanie. Wytłumaczył że warto. Zapisał na zabieg za 3 miesiące. I już, do dnia zabiegu zapomniałem że w ogóle wizyta miała miejsce.
Warto tutaj wspomnieć że obrzezanie całkowite, to dobre wyjście, niema się czego bać. Czytając forum na tej stronie (a przeczytałem je podczas rekonwalescencji prawie całe), doszedłem do wniosku że tylko ten zabieg daje 100% pewności. Plastyka, nastręcza więcej problemów podczas gojenia się oraz często po pewnym czasie trzeba ją powtórzyć. Nie warto. Jako ciekawostkę powiem że dziewczynom, obrzezany interes się podoba a zarazem jest czystszy i bezpieczniejszy dla nich. Inna ciekawa uwaga to, że bakterie spoczywające pod napletkiem są między innymi powodem raka szyki macicy. Brak napletka zmniejsza ryzyko wystąpienia tej choroby.
Dzień zabiegu.
Dzień zaczął się zwyczajnie, specjalnie się nie przejmowałem tym co ma wkrótce nadejść. Dopiero jakąś godzinkę przed wyjściem z domu, pojawił się pierwszy stres, który potem towarzyszył mi już do końca.
Na zabieg zawiózł mnie ojciec , co było dobrą decyzją bo powrót do domu był szybszy niżeli miałbym się tłuc komunikacją miejską, na dodatek w pozycji niedajboże stojącej. Jazdę samochodem samemu raczej odradzam, bo po zejściu znieczulenia ból jest i mógłby rozpraszać kierowcę.
Przed gabinetem stało jeszcze dwóch facetów, którzy przyszli na kontrolę. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i wyszedł z nich jakiś młody człowiek, ze skrzywioną miną i łzą w oku. Poszedł on na dół a do gabinetu wszedł ktoś na kontrolę. Po minucie z gabinetu wybiegła pielęgniarka, która czym prędzej poleciała na dół. Za chwilę na wózku przywieźli wspomnianego młodego człowieka. Dla niego to były chyba za duże wrażenia…
Przyszła moja kolej, wszedłem do gabinetu. Pomieszczenie było czyste i schludne, po środku stało miejsce mojego przeznaczenia – stół. Lekarz kazał podpisać mi jakiś papier (nawet nie wiem co tam było napisane). Następnie kazał położyć się na stole ze spodniami i bielizną ściągniętymi do kolan. Uczyniłem Co kazał i czekałem na dalszy rozwój wypadków.
Teraz przyszła pora na zastrzyki. Z opisów na stronie wynikało, że to bolesna część zabiegu- jedyna bolesna. Tak naprawdę to zastrzyk u dentysty bardziej boli niż to. Nic specjalnego, od ukłucie. Po paru minutach lekarz wziął pincetę i sprawdzał czy znieczulenie działa. I tu pierwsze zaskoczenie, znieczulenie nie zadziałało do końca… Doktorek stwierdził że „Tam gdzie będę ciął nie będzie bolało”. Faktycznie nieco zabolało tylko w momencie jak coś tam działał szczypczykami (nie wiem co bo nie patrzyłem). Niestety gdy przyszło do koagulacji (zamykanie naczyń krwionośnych) i szycia, ból się pojawił i to nie taki mały… By dać jakieś porównanie, powiem że natężenie bólu było podobne jak przy borowaniu u dentysty bez znieczulenia. Nie było to bynajmniej coś nie do wytrzymania. Zabieg w moim przypadku trwał nieco dłużej niż u innych bo jak to lekarz stwierdził „ma Pan ze cztery razy więcej naczyń niż zazwyczaj”, przez co „będzie duży obrzęk”. Cóż za optymistyczna perspektywa na kolejne dni –pomyślałem z niezwykle uradowaną miną.
Zaszył, opatrzył, „interes” przykleił do brzucha – w takiej pozycji kazał go trzymać. I koniec, kazał się ubrać, powiedział żeby robić okłady z sody i Alantanu. Z gabinetu wyszedłem o własnych siłach, i pojechałem do domu. Od razu łyknąłem tabletkę przeciwbólową, ale i tak (jak pisze te słowa) nieco boli, szczypie.
Po kilku godzinach nie zmieniło się wiele, wciąż czuć lekkie szczypanie (nic specjalnego), czasami nic nie czuć. W tym właśnie momencie przyszła ta pora, pora na pójście do ubikacji… Starałem się odwlec tą chwilę jak najdłużej, no ale ile można…
Delikatnie odpiąłem Wacława, który cały czas był przyklajstrowany do ciała, stanąłem nad klozetem, wziąłem oddech i… I poleciało… strumień wydał mi się wybitnie mocny. Zastanawiałem się czy będzie rozdwojony czy coś się stanie, ale nic takiego nie nastąpiło. Fontanna z siuśków zaczyna się po tym jak żołądź spuchnie. Na ten czas było ok. Delikatnie jedynie mnie zaszczypało, ale tylko chwile. Mission success.
Zbliża się noc… a w raz z nocą erekcje… lód mam w pogotowiu.
Minęła noc. Obyło się bez ekscesów, poniekąd przez to że prawie w ogóle nie spałem bo a) nie mogłem zasnąć, b)bałem się ze jak zasnę to będą ekscesy Defakto się nie wyspałem.
Jakoś po godzinie 4 rano zajrzałem jak tam się szanowny pan Wacław miewa. I wydało mi się że nieco spuchł. Stwierdziłem że musze zmienić opatrunek bo ten po zabiegowy był bardzo ścisły i może za bardzo… w sumie to chyba go jakieś 4 godziny po zabiegu powinienem zmienić? Niewiem, niepamiętam słowa z tego Co doktor mówił, za dużo emocji było wtedy.
Na moje szczęście była ze mną moja dziewczyna i pomogła mi w całej operacji. Mówię wam, to było bardziej stresujące niż sam zabieg chyba. Bandaż odwijałem jak najwolniej się dało i najdelikatniej na świecie… cóż z tego i tak był poprzyklejany skrzepami krwi. Bolało wiec i to czasami nie trochę. Stres był na tyle duży że musiałem oprzeć się o wannę, zawroty głowy jednak nie minęły i osunąłem się na podłogę , dziewczyna wkroczyła do akcji zaczęła wachlować, otworzyła drzwi i po chwili wróciłem do siebie. W pozycji parterowej dokończyłem operacje. I tu miłe zaskoczenie, Mały wyglądał całkiem przyzwoicie, nie było widać szwów, napletek kończył się za żołędziem a całość nie była spuchnięta (jeszcze). Nie uświadczyłem też specjalnego krwawienia - czego bałem się właściwie najbardziej. Opatrzyłem go na ile umiałem, przykleiłem powrotem do brzucha i poszliśmy dalej spać.
Rano nie widzę zmian.
Oto zmiany nastąpiły. Podczas przebiegu operacji „sikanie” wraz z akcją „zmiana opatrunku” zauważyłem pojawienie się obrzęku. Wygląd można by określić mianem Hot-Doga ze stacji Statoil Na zdejmowanym opatrunku nieco krwi, ale nie dużo. Za 2 godziny minie 24h od czasu dostania się pod ostrze Dr Torza. Trza by jakoś uczcić tę okrągłą rocznice.
Nadeszła kolejna noc. Tym razem jednak nie obyło się bez nocnej erekcji… ból szybko mnie obudził, i zaraz po tym erekcja minęła (obyło się nawet be lodu, który jednak był w pogotowiu). Rano z niepokojem zmieniałem opatrunek, bo bałem się czy coś aby nie pękło podczas erekcji, nic jednak takiego się nie stało.
Opatrunek zmieniam za każdym oddawaniem moczu, czyli w sumie 3 razy dziennie (staram się dużo nie pić żeby zminimalizować częstotliwość sikania). Ilość krwi na opatrunku się systematycznie zmniejsza. Są właściwie tylko kropki. Natomiast sam Wacław jest opuchnięty i to konkretnie, dzisiaj jakby bardziej nieco boli. Łykam w ciągu dnia w sumie 3 ibupromy by lżej się chodziło. Ale i tak większość dnia spędzam na kanapie.
Dzisiejsza noc była spokojna, niemniej ranek dał mi się weznaki. Obudził mnie ból – erekcja, zasnąłem i znów mnie ból obudził… i potem jeszcze jeden raz. No rzesz KUR… Człowieka na księżyc wysłaliśmy, medycyna potrafi zdziałać cuda, ALE żeby niemieć wzwodu to się nie da? Normalnie aż się boje zasnąć…
Poza tym wydaje mi się że jeszcze trochę opuchlizny naszło, i sam żołądź jest jakby nabrzmiały nieco. Jeszcze trochę i już będzie z górki…
I tak mijały godziny, dni. Po tygodniu poszedłem na kontrolę wizytę.
A było to tak…
Udałem sie dzisiaj do Kata i Oprawcy w celu kontroli. Okazało się że miąłem krwiaka i stąd krwawienie było. Doktor bez ceregieli wziął go po prostu wycisną, ból był nieziemski aż wrzasnąłem. Poza tym ciachnął mi szwa by móc krwiaka się pozbyć. Opatulił i kazał opatrunek jutro zdjąć oraz powiedział żeby się nie przestraszyć jako że szwów niema. Cała wizyta łącznie z wyciskaniem krwiaka trwała ze 4 minuty.
Od tego momentu zaczęło się goić i po paru tygodniach już można było sprzęta zacząć normalnie używać.
Rok później…
Wszystko jest wygojone, blizny małe, nic nie boli. Jest super. Doznania seksualne w porównaniu do tych jakie miałem przed zabiegiem, zdecydowanie lepsze. Gdy teraz założę prezerwatywę i pomyśle że coś takiego czułem wcześniej to się za głowę łapie – przecież to prawie nic nie czuć. Dlaczego tak długo to odwlekałem.
|