|
|
Doświadczenia Mateusza
Doświadczenie Mateusza
Ponoć zawsze najtrudniej zacząć pisać, wybiorę więc najprostszy wariant i jak wszyscy podziękuję na początku autorom strony. A jest za co dziękować.
Mam 19 lat, a stulejką nigdy się zupełnie nie przejmowałem. Może to zabrzmi śmiesznie, ale nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że coś z tym trzeba zrobić. W połowie lipca trochę przez przypadek trafiłem na tę stronę. Przeczytałem najpierw ogólne informacje i już wtedy wiedziałem, że trzeba się tym zająć – a dokładniej, że czeka mnie zabieg. Oczywiście „trochę” się zdenerwowałem – w końcu chodzi o bliską każdemu facetowi część ciała. Od razu przeczytałem doświadczenia innych osób i po godzinie, może dwóch, decyzja była już podjęta – jestem gotów wybrać się do szpitala. Czego się nie robi dla wacka. Jak się później okazało nawet dzięki temu wyładniał :). Przynajmniej mi wydaje się teraz... ciekawszy, bardziej pociągający, jeśli tak można to określić (pomijając opuchliznę, która podczas erekcji nie jest za bardzo widoczna). Nerwy jakoś nie chciały mnie opuścić i lekkie poddenerwowanie pozostało do samego końca.
Wieczorem przeprowadziłem krótką rozmowę z rodzicami. Okazało się, że w młodości (miałem może koło 10 lat) lekarz zalecił mi naciąganie w wannie podczas kąpieli napletka – po to, bym w przyszłości nie miał problemów ze stulejką. Niestety tego drugiego mi już nie powiedział (a przynajmniej sobie nie przypominam). Jak to mały brzdąc olałem całą sprawę. Rodzice od czasu do czasu pytali się mnie czy się tym zajmuję, czy wszystko jest w porządku. „A jakże!”, odpowiadałem. I tak powoli, powoli sprowadzałem swojego członka na złą drogę.
Ale wróćmy do czasu sprzed operacji. Po rozmowie tata postanowił zorientować się w okolicznych urologach i dwa, może trzy dni później zdejmowałem już majtki w gabinecie. Już miałem się kłaść na stole do badania, ale lekarz postanowił sprawdzić. czy nie mam jeszcze jednej przypadłości, która może się czasami przytrafić mężczyznom (u dzieci bardzo rzadko spotykana, u osób mniej więcej w wieku 18 lat występuje równie często jak u osób starszych). Założył rękawiczki i zabrał się za moje jądra. Zaczął masować, najpierw z jednej, potem z drugiej strony. Trwało to kilkanaście sekund, chociaż już na samym początku to wyczuł – okazało się, że mam żylaki powrózka nasiennego. Zainteresowanych odsyłam w głębię internetu, w końcu ta strona nie o tym. Jeżeli jeszcze Cię nie przekonałem, że warto przeczytać, to dodam, że te żylaki prowadzą do niepłodności. Ja też się przestraszyłem ;). Ale cóż, każdemu może się zdarzyć. Spójrzmy na to z innej strony – cieszę się, że trafiłem do lekarza, gdyż w przeciwnym wypadku żyłbym sobie w błogiej nieświadomości, a za parę, paręnaście lat okazałoby się, że własnego syna spłodzić nie mogę.
Wracamy do gabinetu. Kładę się na łóżku, lekarz naciąga napletek – a to niespodzianka, stulejka. Szybka wymiana informacji na temat obu spraw, przekaz do szpitala, powrót do domu i czekam. Trzy dni później wybieram już sobie łóżko na sali. Był to czwartek. Uwaga! Jako że miałem przeprowadzone dwa zabiegi mój opis będzie różnił się od pozostałych. Tego dnia pobrano mi krew, przeprowadzono badania i... kazano leżeć. Muszę przestrzec wszystkich wybierających się na dłuższy czas do szpitala – weźcie sobie coś z domu, żebyście się nie nudzili! Tego dnia przeczytałem książkę, dwie gazety, wszystkie plakaty i informacje na korytarzu i jeszcze pół dnia bezczynności mi zostało. Tragedia... Ostatnim moim posiłkiem był obiad, kolacji już niestety nie dostałem – przed i po zabiegu należy zachować wstrzemięźliwość od potraw i napitków. Około 17 dostałem maszynkę i poszedłem do ubikacji się wygolić (tak, włosy łonowe, nie brodę ;)). Szkoda, że tylko jedną, bo jednak trochę się pod koniec stępiła i trudno było wszystkie włosy usunąć. Notabene następnego dnia okazało się, że jednak trochę trzeba poprawić i przyszła pani pielęgniarka z maszynką. Tym razem mi jej nie dała – sama się za to zabrała ;). Nadszedł wieczór, zasnąłem snem twardym. Pobudka o godzinie piątej (w sumie mógłbym jeszcze spać, po prostu pielęgniarki zaczynają się krzątać wokół niektórych pacjentów, ale generalnie byłem wyspany). Odczuwałem lekkie poddenerwowanie, chociaż nie byłem jakoś specjalnie zestresowany. Około godziny siódmej podano mi tabletkę uspokajającą i kazano więcej nie wychodzić z łóżka. Posłusznie przeleżałem godzinę i po ósmej dwoje studentów-praktykantów (których serdecznie pozdrawiam :)) zaczęło kierować moje łóżko na kółkach w kierunku bloku operacyjnego. Na marginesie mogę dodać, że po chwili okazało się, iż jedna ze studentek (starsza prawdopodobnie o rok) była obecna podczas zabiegu ;). Ale już wtedy byłem do tego przyzwyczajony. Natomiast po kilku dniach spędzonych na oddziale urologicznym, gdzie niezliczona ilość osób ogląda mój sprzęt, zaczyna się traktować wacka jak rękę czy nogę.
Znowu odbiegłem od tematu. Na bloku strasznie zimno – nie z powodu jakiejś awarii klimatyzacji, po prostu tak musi być. Chociaż mi to trochę przeszkadzało – cały czas trzęsłem się z zimna (a może ze strachu?). Anestezjolog podał mi znieczulenie w kręgosłup (ponieważ miałem jeszcze zabieg na żylaki, a wtedy to robi się dziurę w brzuchu) i nie czułem nic od pępka w dół. Ciekawe uczucie ;). Dalszej półtorej godziny nie mogę sobie za bardzo przypomnieć. Pamiętam, że dano mi jeszcze głupiego jaśka i było to jedno z fajniejszych uczuć :D. Poczułem się taki zupełnie wyluzowany, trochę szczęśliwy. Ponoć zadawałem mnóstwo pytań – ogólnie bardzo się rozgadałem i chyba im to trochę przeszkadzało ;). A wiem to, gdyż później opowiedziała mi o tym właśnie ta studentka i miała ze mnie niezły ubaw. Trwało to jakieś 1,5 godziny, choć mi wydawało się, że leżałem tam około 10 minut (przypominam, że miałem dwa zabiegi, w przypadku samej stulejki wygląda to zupełnie inaczej; podobnie cały ten pobyt w szpitalu jest niepotrzebny). Po operacji zupełnie nie chciałem wyjeżdżać – po prostu było mi tam przyjemnie z tymi wszystkimi ludźmi. Niestety odwieziono mnie (nadal uśmiechniętego) do sali. Początkowo chciałem, żeby ktoś powiedział mi, że mam jechać na jeszcze jedną operację – tak mi się podobało ;). Po jakiejś godzinie jednak znieczulenie zaczęło przestawać działać. Rana trochę zaczęła boleć, ale szybko przybiegła pielęgniarka i podano mi zastrzyk przeciwbólowy. Ból rany (wacek mnie nie bolał, mam na myśli ranę po żylakach) szybko ustał, ale pojawił się inny – ból krzyża. To od znieczulenia. Niestety utrzymał się przez cały dzień i całą kolejną noc tak, że nie mogłem spać (zastrzyki przeciwbólowe nie zadziałały). Nie macie się jednak czego obawiać – przy zabiegu stulejki prawdopodobnie nie będziecie w ten sposób znieczulani. Poza tym nie każdy tak to odczuwa. Tak więc tę noc zaliczam do nieudanych. Najgorsze jest to, że przez 24 godziny musiałem leżeć na plecach i podziwiać sufit – nie mogłem się nawet obrócić na bok. Ale przetrwałem. A jak w tym czasie wacek? Cały czas był owinięty opatrunkiem, wyglądało więc to tak, jakbym miał założonego ogromnego kondoma. Żadnego bólu czy szczypania nie odczuwałem. Nie miałem również erekcji.
Nad ranem (piątek) zachciało mi się sikać. Lekarz polecił mi zdjąć opatrunek. Niestety krew zakrzepła i przykleił się do wacka. Zawołałem lekarza i szybkim ruchem (na szczęście szybkim, przynajmniej tylko przez chwilę zabolało) pozbył się opatrunku. Widok – tragiczny ;). Nigdy czegoś takiego nie widziałem, dlatego trochę się przestraszyłem. Dosyć opuchnięty, wszędzie wystające szwy (również z żołędzia). Lekarz mówi, że to normalka i niedługo wszystko się ustabilizuje. Trochę mnie to uspokoiło, tym bardziej, że już wcześniej czytałem na tej stronie przygody innych osób i u nich również tak to wyglądało. Kolejne dni wyglądały praktycznie tak samo. Często zmieniałem opatrunek, lekarz od czasu do czasu psikał jakimś odkażającym specyfikiem. Trudna była tylko pierwsza erekcja – trochę zakrwawiłem opatrunek. Kolejne kilka trochę bolało, potem już normalnie sobie stawał. Przy sikaniu zupełnie nic nie odczuwałem. Za to pojawiła się pierwsza ciekawa zmiana – mam teraz większy odrzut ;). Gdyby nie pisuar to pewnie olałbym całą ścianę ;). Cały czas jednak niepokoił mnie wygląd wacka, choć podejrzewałem, że niedługo będzie wyglądał całkiem inaczej. W poniedziałek dostałem wypis i mogłem wracać do domu.
Generalnie trochę boli tylko wtedy, gdy nie mam założonego opatrunku i podczas wstawania, chodzenia, siadania dotknę żołędziem piżamy albo spodni – ale to normalne, w końcu przez 19 lat ukrywał się pod napletkiem. Kiedyś się zahartuje i będzie w porządku.
Sam zabieg to była pestka. Mogę nawet powiedzieć, że mi się podobało. Najgorsze były kolejny dzień i noc. Trochę się męczyłem, ale to nie ze względu na wacka, tylko na żylaki – wstawać nie mogłem, obrócić się też nie, a krzyż strasznie bolał. Potem tylko uważałem, żeby nie dotknąć odsłoniętym żołędziem piżamy i wszystko było w porządku – wacek mnie nie zawiódł, nie sprawił żadnej przykrości. Tylko wygląd mu się trochę zmienił ;).
Zupełnie nie macie się czym denerwować. Polecam wszystkim nieodkładanie decyzji o wizycie u urologa, to nie ma żadnego sensu. Nie wstydzić się i traktować to jak zapalenie gardła. Wprawdzie najlepiej byłoby zajmować się tym od małego, żeby w przyszłości nie mieć problemów, ale nie zawsze się tak udaje. A wtedy najrozsądniej załatwić to jak najszybciej :). Dla mnie stulejka okazała się nawet zbawieniem – gdyby nie ona na pewno nie wybrałbym się do urologa i nie wiedziałbym, że mam żylaki. A to mogłoby mieć opłakane konsekwencje.
Dodam jeszcze, że całość kosztowała mnie do tej pory jedynie 100 zł. Za prywatną wizytę u lekarza. Zabieg refundowany z NFZ. Poza tym muszę jeszcze raz do niego pójść na zdjęcie szwów (na wacku są rozpuszczalne, ale na brzuchu już zwykłe) i prawdopodobnie wydam drugie tyle, jeśli nie więcej.
Ciąg dalszy (kilka tygodni później) prawdopodobnie nastąpi :).
|
|
Doświadczenia
Stulejka.com poleca:
|